W ruinach edenu (2003)

Obraz na okładce: M.E. Farr, Gothic ruins, XIX century.

agonia w jabłka słodyczy

na gałęziach drzewa życia ciernistych
wśród cichych dźwięków symfonii rozkładu
dojrzewa owoc boskich uniesień, snu
o księciu znad oceanów ognistych

szkarłatem okryte w kształcie soczystym
usypia znów piękno bladego miąższu
pod słodka powłoką wężowego tchu
gnijąca katedra – twór wolnej myśli

witraże rozkoszy zamyka w kamieniach
gdzie matka wszystkich żyjących łzy martwe wylewa
dla synów Hewji, pragnąc ukąszenia

w rozkoszy wiecznej znów noc przyodziewa
igrając z lustrem przeklęte swe wdzięki
drażni dotykiem, mdlejąc wciąż z udręki…

-oOo-

szelest aksamitu ciała

sześć nici dla materialnej powłoki
tańczących na wrzecionie bez-istnienia
w ułudzie chwil rozkosznych zapomnienia
skomponowało bladość dziewiczej trwogi

w udręce kalekich uniesień srogi
majestat odnalazł obraz – Blasfemia
jej imię, w mglistym dezabilu drżenia
odkrywa swe ciało ku uciesze bogiń

znad sulfonicznych fiordów, krew przeklęta
córki pierwszej grzesznicy zatopiona
na śmiesznie-dumnych z papieru okrętach

tkwi w próżni niczym legenda wyśniona,
i w trybach ciała zaplątuje duszę
bezwiednie, słodko, figlarnie, bez wzruszeń…

-oOo-

gnając ku zatraceniu

eolicznym śpiewem niebios niesiony
z burzą na grzbiecie czarnego tesala
ognie świętego Elma znów rozpalam
nad krainami łez cieniów minionych

szlakiem podniebnym w dominiach wzgardzonych
dusz wezbrany gniewem gnam bucefała,
wśród roztrzaskanych eonów upadam
pierwotnym grzechem ponad czas skażony

przed zapomnieniem trwonię resztę szczęścia
zanim złożą mnie w królewskiej dolinie,
pragnę umierać tylko w twych objęciach

gdzieś w martwej rzece tożsamość obmyje
feerią – płacz aleksandryjskiej latarni,
godnie dołączę do tych, co umarli…

-oOo-

pieśń upadłego blasku

insurekcja jutrzenki wśród fal wzdycha
melodyjnie dla niebios hekatomby
nurzając w alizarynie błękit krwi
nad dźwiękiem abrupcji, chór płacze z cicha

gdy Strącony z firmamentu zakwita
wraz z przekleństwem dla archanielskiej trąby.
w kajdanach denitryfikacja duszy
zatopionej w malstromie – serce zgrzyta

pragnąc przebaczenia wzniesione dłonie
w kierunku miłościwej okrutności
nokturnowego obliczana na tronie

niebiańskim, zapomniany w swej próżności
w piekle miłość i kalekie uczucia
snów czekają gdzieś dla mego zatrucia…

-oOo-

cudowna udręka chwil

amorficznym dotykiem wciąż sycona rzeźba
niepokój zastygły w cielesności marmurze
ugina pod palcami w jędrności powtórzeń
niespokojnych gestów jej kochanka, lecz prawda

o cierpieniu żałosnym gdzie płacząca wierzba
obdarta z dawnej chwały, korony i wzruszeń
cenotaf wznosi – przetrwała dla pieśni, które
gdzieś pod gwiazdami w martwych wybrzmiewają drzewach

w kamiennym pomniku jej namiętność zaklęta
ożywa w bez-czasie niepewności nokturnu
mieniąc się baśniami, pastelowa udręka

kalekie ręce wyciąga w słodkim delirium
by objąć martwe Jej ciało i w zimne serce
miłość, uczucia, ciepłem tchnąć życie – nic więcej…

-oOo-

nad jeziorem nuit

wśród milknącego płaczu rapsodii nokturnu
ukryta w głębinie fal czarnej szaty nocy
bogini perlistego lazuru i świecy
naga przechadza się wraz z księżycem wzdłuż brzegu

wzrokiem czar błędny posyłam ku jej odbiciu
a słodycz niewinnych wdzięków oblubienicy
bajecznej ondyny spijam z bramy ust gwiezdnych
jawiących się w lustrzanej powierzchni i krzyku

dziewiczej harmonii dla niemych dźwięków echa
składam hołd pokorny na złotych strunach cytry
gdy znów w barwne dominia szaleństwa uciekam

do krain młodości i spokojnych snów śmierci
gdzie pałace szczęścia zatopione w odmęcie
czekają otwarcia czekają na zaklęcie

-oOo-

wiernopoddańcza cerebracja

apopleksją rażony w obłędu komnatę
zdradliwie skrytą przed oczami w almandynie
uczucie zapadłe w spirali z przebaczeniem

wiruje we wnętrzu mych umysłów – rozdarte
z braku słów wiary niepokojącym naiwnie
zatopione w głębi daleko z obrzydzeniem
pasterza z abominacją karmi proroctwem
zaćmienia i udręczenia, wizje przejrzałe

obudzone zostań me dziecko i obejmij
czarną aureolą śmierci błogosławieństwo
upadłych aniołów dla cudnej udręki chwil

wśród dekadencji ołtarzy ogniem zakwitło
uczucie bluźniercze, Antreprenera dumy
zawistnej dla mych zmysłów i cielesnej trumny…

-oOo-

szept znad wodospadu mgieł

katatoniczne westchnienie wśród snem spiętrzonej
wody tańczącej z dziwnie ascetycznym wdziękiem
królewski lazur przykryło mglistym całunem
niepamięci, smutkiem alikwoty płynące

błogosławiły ciszę w skromności ukłonie
dla spektralnej istoty wędrującej brzegiem
bezkształtu, zaczarowanej wraz z niemym krzykiem
– gniew zabarwiony w anachoretycznym tonie

skażone źródło Dwóch Rzek na wschód od Sumeru
Ondyny – pięknie samotnej wieczne dominium
w bez-czasie uwięzionej w ruinach edenu

smutek uchwycon pośród młodzieńczych topielców
śpiewem niesłyszalnym tak podstępnie zwabionych
dla ofiary wieczności, udręki, korony…

-oOo-

imperium w lodzie wykute

kriogeniczny oddech zamknął z lazurem
podwodny pałac z boskich krain cieni,
majestatyczność w krysztale się mieni
dla baśni aniołów, strąconym dworem

z Ojca na sercu wypalonym herbem
dyryguje w upadku – król symfonii
lodowatych języków! w słodycz agonii
uciekam za odosobnienia murem

podążaj za mną po tych śliskich schodach
wiecznej marzłoci na dwór serafina
cesarza gniewnych mórz, w słońcu zachodach

wężowe swe ciało godnie wygina
spójrz! na tronie wschodzi Poranna Gwiazda
w arktycznym kraju, gdzie piekło zamarza…

-oOo-

w ruinach edenu

oniryczny krajobraz gdy upadam
pod drzewem, ostatnim jabłkiem skuszona
wśród snów przegniłych śmiercią niewzruszona
delektujesz się słodyczą – okradam

usta twe z pocałunków, nie odmawiam
poznania dobra i zła, ty zdziwiona
nagość mrokiem okrywasz zawstydzona
ja wdzięki twe pod niebiosa wysławiam

dla wiecznej herezji! bądźmy spętani
wzajemnym pożądaniem liturgicznie
z każdym grzechu kęsem, sobie oddani

w uścisku wzajemnej ekspiacji, gdzieś
w rajskich ruinach na jałowej ziemi
syceni ambrozją, wśród czarnych korzeni…

-oOo-

kolacja w pałacu dewiantów

amfitrion znużenie skrył w oczach córki
szmaragdem połyskujących figlarnie
nad grzechem zadymioną taflą szklanej
podłogi, Ona w śnieżno białej sukni

urok swój roztacza w świetle pochodni
na oblicza fatygantów pobladłe
biesiadujących w domenie ojca, ćmie
daruje gospodarza w pięknej zbrodni

artyzmie ku konkurentów uciesze
szalonej, gdy z obłędem bez pamięci
zanurzą jęzory ze stali w ciele

Fokosa, w lustrach mej duszy krzyk śmierci
pobożny przerwał egzaltacje wzruszeń
i pochłonął jej niewinności klucze…

-oOo-

ostatnia królowa serafinów

tron we krwi zaćmił spojrzenie dziewiczej
chimery, a oczy łzami wezbrane
wylały niczym rzeki! tak oddane
naiwności spojrzenia śle w zachwycie

ku portretom dawnego piękna gniciem
serca mieniących się… zdanie urwane,
uroda, fortuna – wszystko przegrane
w kalectwie starości, i tylko odbicie

stracone w czasie ożywa wraz z kunsztem
epitafijnego malarstwa, rządne
chwil retrospekcji dla młodzieńczych wzruszeń

i tylko w pejzażach z jej pieśni dawne
uczucie ciepłe zza krat niespełnienia
topi lód wieczny, pragnąc przebaczenia…

-oOo-

korozja dziewiczego piękna

na zgniłych strunach cytry bogów
zaklęta niepewność kryształu
snem mąci rozkosz bez-umiaru
pieszczoną w martwicy oddechów

wśród jałowych tęsknot nokturnów
zwiędła jaskrawość koszmaru
gniew spija słodycz nie-banału
kwitnącą w żywicy grzechów

piękno indolencji dziewiczej
w zachwycie dla ciemności jąder
skorodowało w myśli dzikiej

ogniem lodowatych wspomnień
dla abominacji uroku
oddając hołd w liturgii mroku

-oOo-

Copyright © 2003, Fabian Filiks.

This entry was posted in Poezja and tagged , , , , , . Bookmark the permalink.