Obraz na okładce: M.E. Farr, Gothic ruins, XIX century.
agonia w jabłka słodyczy
na gałęziach drzewa życia ciernistych
wśród cichych dźwięków symfonii rozkładu
dojrzewa owoc boskich uniesień, snu
o księciu znad oceanów ognistych
szkarłatem okryte w kształcie soczystym
usypia znów piękno bladego miąższu
pod słodka powłoką wężowego tchu
gnijąca katedra – twór wolnej myśli
witraże rozkoszy zamyka w kamieniach
gdzie matka wszystkich żyjących łzy martwe wylewa
dla synów Hewji, pragnąc ukąszenia
w rozkoszy wiecznej znów noc przyodziewa
igrając z lustrem przeklęte swe wdzięki
drażni dotykiem, mdlejąc wciąż z udręki…
-oOo-
szelest aksamitu ciała
sześć nici dla materialnej powłoki
tańczących na wrzecionie bez-istnienia
w ułudzie chwil rozkosznych zapomnienia
skomponowało bladość dziewiczej trwogi
w udręce kalekich uniesień srogi
majestat odnalazł obraz – Blasfemia
jej imię, w mglistym dezabilu drżenia
odkrywa swe ciało ku uciesze bogiń
znad sulfonicznych fiordów, krew przeklęta
córki pierwszej grzesznicy zatopiona
na śmiesznie-dumnych z papieru okrętach
tkwi w próżni niczym legenda wyśniona,
i w trybach ciała zaplątuje duszę
bezwiednie, słodko, figlarnie, bez wzruszeń…
-oOo-
gnając ku zatraceniu
eolicznym śpiewem niebios niesiony
z burzą na grzbiecie czarnego tesala
ognie świętego Elma znów rozpalam
nad krainami łez cieniów minionych
szlakiem podniebnym w dominiach wzgardzonych
dusz wezbrany gniewem gnam bucefała,
wśród roztrzaskanych eonów upadam
pierwotnym grzechem ponad czas skażony
przed zapomnieniem trwonię resztę szczęścia
zanim złożą mnie w królewskiej dolinie,
pragnę umierać tylko w twych objęciach
gdzieś w martwej rzece tożsamość obmyje
feerią – płacz aleksandryjskiej latarni,
godnie dołączę do tych, co umarli…
-oOo-
pieśń upadłego blasku
insurekcja jutrzenki wśród fal wzdycha
melodyjnie dla niebios hekatomby
nurzając w alizarynie błękit krwi
nad dźwiękiem abrupcji, chór płacze z cicha
gdy Strącony z firmamentu zakwita
wraz z przekleństwem dla archanielskiej trąby.
w kajdanach denitryfikacja duszy
zatopionej w malstromie – serce zgrzyta
pragnąc przebaczenia wzniesione dłonie
w kierunku miłościwej okrutności
nokturnowego obliczana na tronie
niebiańskim, zapomniany w swej próżności
w piekle miłość i kalekie uczucia
snów czekają gdzieś dla mego zatrucia…
-oOo-
cudowna udręka chwil
amorficznym dotykiem wciąż sycona rzeźba
niepokój zastygły w cielesności marmurze
ugina pod palcami w jędrności powtórzeń
niespokojnych gestów jej kochanka, lecz prawda
o cierpieniu żałosnym gdzie płacząca wierzba
obdarta z dawnej chwały, korony i wzruszeń
cenotaf wznosi – przetrwała dla pieśni, które
gdzieś pod gwiazdami w martwych wybrzmiewają drzewach
w kamiennym pomniku jej namiętność zaklęta
ożywa w bez-czasie niepewności nokturnu
mieniąc się baśniami, pastelowa udręka
kalekie ręce wyciąga w słodkim delirium
by objąć martwe Jej ciało i w zimne serce
miłość, uczucia, ciepłem tchnąć życie – nic więcej…
-oOo-
nad jeziorem nuit
wśród milknącego płaczu rapsodii nokturnu
ukryta w głębinie fal czarnej szaty nocy
bogini perlistego lazuru i świecy
naga przechadza się wraz z księżycem wzdłuż brzegu
wzrokiem czar błędny posyłam ku jej odbiciu
a słodycz niewinnych wdzięków oblubienicy
bajecznej ondyny spijam z bramy ust gwiezdnych
jawiących się w lustrzanej powierzchni i krzyku
dziewiczej harmonii dla niemych dźwięków echa
składam hołd pokorny na złotych strunach cytry
gdy znów w barwne dominia szaleństwa uciekam
do krain młodości i spokojnych snów śmierci
gdzie pałace szczęścia zatopione w odmęcie
czekają otwarcia czekają na zaklęcie
-oOo-
wiernopoddańcza cerebracja
apopleksją rażony w obłędu komnatę
zdradliwie skrytą przed oczami w almandynie
uczucie zapadłe w spirali z przebaczeniem
wiruje we wnętrzu mych umysłów – rozdarte
z braku słów wiary niepokojącym naiwnie
zatopione w głębi daleko z obrzydzeniem
pasterza z abominacją karmi proroctwem
zaćmienia i udręczenia, wizje przejrzałe
obudzone zostań me dziecko i obejmij
czarną aureolą śmierci błogosławieństwo
upadłych aniołów dla cudnej udręki chwil
wśród dekadencji ołtarzy ogniem zakwitło
uczucie bluźniercze, Antreprenera dumy
zawistnej dla mych zmysłów i cielesnej trumny…
-oOo-
szept znad wodospadu mgieł
katatoniczne westchnienie wśród snem spiętrzonej
wody tańczącej z dziwnie ascetycznym wdziękiem
królewski lazur przykryło mglistym całunem
niepamięci, smutkiem alikwoty płynące
błogosławiły ciszę w skromności ukłonie
dla spektralnej istoty wędrującej brzegiem
bezkształtu, zaczarowanej wraz z niemym krzykiem
– gniew zabarwiony w anachoretycznym tonie
skażone źródło Dwóch Rzek na wschód od Sumeru
Ondyny – pięknie samotnej wieczne dominium
w bez-czasie uwięzionej w ruinach edenu
smutek uchwycon pośród młodzieńczych topielców
śpiewem niesłyszalnym tak podstępnie zwabionych
dla ofiary wieczności, udręki, korony…
-oOo-
imperium w lodzie wykute
kriogeniczny oddech zamknął z lazurem
podwodny pałac z boskich krain cieni,
majestatyczność w krysztale się mieni
dla baśni aniołów, strąconym dworem
z Ojca na sercu wypalonym herbem
dyryguje w upadku – król symfonii
lodowatych języków! w słodycz agonii
uciekam za odosobnienia murem
podążaj za mną po tych śliskich schodach
wiecznej marzłoci na dwór serafina
cesarza gniewnych mórz, w słońcu zachodach
wężowe swe ciało godnie wygina
spójrz! na tronie wschodzi Poranna Gwiazda
w arktycznym kraju, gdzie piekło zamarza…
-oOo-
w ruinach edenu
oniryczny krajobraz gdy upadam
pod drzewem, ostatnim jabłkiem skuszona
wśród snów przegniłych śmiercią niewzruszona
delektujesz się słodyczą – okradam
usta twe z pocałunków, nie odmawiam
poznania dobra i zła, ty zdziwiona
nagość mrokiem okrywasz zawstydzona
ja wdzięki twe pod niebiosa wysławiam
dla wiecznej herezji! bądźmy spętani
wzajemnym pożądaniem liturgicznie
z każdym grzechu kęsem, sobie oddani
w uścisku wzajemnej ekspiacji, gdzieś
w rajskich ruinach na jałowej ziemi
syceni ambrozją, wśród czarnych korzeni…
-oOo-
kolacja w pałacu dewiantów
amfitrion znużenie skrył w oczach córki
szmaragdem połyskujących figlarnie
nad grzechem zadymioną taflą szklanej
podłogi, Ona w śnieżno białej sukni
urok swój roztacza w świetle pochodni
na oblicza fatygantów pobladłe
biesiadujących w domenie ojca, ćmie
daruje gospodarza w pięknej zbrodni
artyzmie ku konkurentów uciesze
szalonej, gdy z obłędem bez pamięci
zanurzą jęzory ze stali w ciele
Fokosa, w lustrach mej duszy krzyk śmierci
pobożny przerwał egzaltacje wzruszeń
i pochłonął jej niewinności klucze…
-oOo-
ostatnia królowa serafinów
tron we krwi zaćmił spojrzenie dziewiczej
chimery, a oczy łzami wezbrane
wylały niczym rzeki! tak oddane
naiwności spojrzenia śle w zachwycie
ku portretom dawnego piękna gniciem
serca mieniących się… zdanie urwane,
uroda, fortuna – wszystko przegrane
w kalectwie starości, i tylko odbicie
stracone w czasie ożywa wraz z kunsztem
epitafijnego malarstwa, rządne
chwil retrospekcji dla młodzieńczych wzruszeń
i tylko w pejzażach z jej pieśni dawne
uczucie ciepłe zza krat niespełnienia
topi lód wieczny, pragnąc przebaczenia…
-oOo-
korozja dziewiczego piękna
na zgniłych strunach cytry bogów
zaklęta niepewność kryształu
snem mąci rozkosz bez-umiaru
pieszczoną w martwicy oddechów
wśród jałowych tęsknot nokturnów
zwiędła jaskrawość koszmaru
gniew spija słodycz nie-banału
kwitnącą w żywicy grzechów
piękno indolencji dziewiczej
w zachwycie dla ciemności jąder
skorodowało w myśli dzikiej
ogniem lodowatych wspomnień
dla abominacji uroku
oddając hołd w liturgii mroku
-oOo-
Copyright © 2003, Fabian Filiks.